Reklamy

Świat futbolu z reguły nie ma wstępu na Poptown. Ale temu wydarzeniu z różnych względów trzeba się przyjrzeć.

Z reguły co tydzień z redaktorem Klimczakiem wybieramy trzy tematy, które przez ostatnie 7 dni spektakularnie zabłysnęły w sieci. Ale ostatnie kilkadziesiąt godzin zdominował jeden temat – tzw. Superliga. Z reguły nie zajmujemy się na łamach Poptown sportem zawodowym. Tym razem warto jednak zrobić wyjątek, by przyjrzeć się mechanizmom, które za jakiś czas mogą się przyjąć także w innych gałęziach rozrywki i kultury.

To o co w zasadzie chodzi? W dużej mierze współczesny futbol opiera się na strukturze klubowej. Poszczególne ligi krajowe oraz ich regionalne zaplecza składają się na kontynentalne federacje, które co sezon organizują rozgrywki dla najlepszych klubów z danych państw. W Europie UEFA urządza corocznie Ligę Mistrzów, Ligę Europy oraz, startującą już niebawem, Ligę Konferencji (prestiż rozgrywek maleje od lewej do prawej). Dla większości kibiców oraz piłkarzy najważniejszymi rozgrywkami są te pierwsze – skupiająca najlepsze drużyny Starego Kontynentu Liga Mistrzów wyłania w gruncie rzeczy najlepszą drużynę świata w danym sezonie. W minioną niedzielę stało się coś, co miało w praktyce rozwalić ten system. 12 z największych klubów Europy dogadało się między sobą, by z pominięciem FIFA i UEFA zorganizować własne rozgrywki, które staną się dla nich alternatywą dla Ligi Mistrzów i pozostałych formatów. To właśnie Superliga – turniej, w którym 20 wielkich drużyn miałoby grać ze sobą, a następnie eliminować się nawzajem w systemie pucharowym, by wyłonić jednego zwycięzcę. Po co tworzyć coś takiego? By zyskać hojnego sponsora, w tym wypadku fundujący miliardowe nagrody holding finansowy J.P. Morgan (którego aktywa są warte biliony dolarów). Chęć przystąpienia do rozgrywek zadeklarowało 12 popularnych klubów z Europy: Manchester City, Manchester United, Arsenal, Liverpool, Chelsea oraz Tottenham z Anglii, Real Madryt Barlceona i Atletico Madryt z Hiszpanii oraz Juventus, Inter Mediolan oraz A.C. Milan z Włoch – wszystkie mogą pochwalić się imponującymi osiągnięciami z przeszłości oraz łączną liczbą 99 ważnych europejskich trofeów. Do inicjatywy zaproszone zostały także francuskie PSG oraz Bayern Monachium i Borussia Dortmund z Niemiec. Drużyny odmówiły jednak na tamtą chwilę udziału. W ich miejsce miały zostać zrekrutowane inne teamy, a pozostałe pięć miejsc rotacyjnie co roku zajmowałyby inne, wykazujące się w swoich ligach kluby.

W mgnieniu oka idea ta została potępiona przez środowisko piłkarskie w zasadzie w całości. UEFA i FIFA zaczęły wskazywać na czerwony guzik i zagroziły klubom usunięciem z krajowych rozgrywek oraz swoich pucharów. Piłkarze stanęli z kolei przed perspektywą zakazu udziału w meczach i pucharach reprezentacyjnych (czyli m.in. EURO i Mundialu). Komentatorzy jednoznacznie wskazywali na chciwość jako źródło całego pomysłu (mimo że założyciele twierdzili oczywiście, że format ten uzdrowi futbol i przyczyni się do jego rozwoju). W praktyce oznaczałoby to jednak monopol kilkunastu klubów, które wyciskałyby setki milionów z portfela J.P. Morgan oraz zrujnowałyby swoje krajowe ligi, których wartość znacznie by spadła, a w konsekwencji wydrenowałaby pozostałe drużyny (a część z nich przecież także ma na koncie spektakularne osiągnięcia oraz chlubną historię, nie są jednak aż tak uznanymi światowymi markami). Superliga to także model stricte amerykański – w futbolu amerykańskim, baseballu czy koszykówce nie istnieje w zasadzie struktura piramidy obecna w europejskich sportach. Ligi mają stałe składy, co z kolei sprzyja globalizacji tych sportów (i np. organizowaniu pokazowych meczów dużych drużyn w Azji i Europie). Superliga to prostu monopol nakierowany na hajs.

Głównym krytykiem działań parszywej dwunastki stał się były piłkarz i komentator Gary Neville. Już w niedzielę wygłosił kilka bardzo krytycznych i płomiennych przemówień na antenie Sky Sports. Skupiając się przede wszystkim na postawie angielskich drużyn, przypominał o robotniczych korzeniach wielu klubów (m.in. Liverpoolu i, jego alma mater, Manchesteru United) oraz ich wpływie na niemal całe brytyjskie społeczeństwo. Nie ukrywał przy tym, że właśnie te drużyny (wraz z Arsenalem) zawiodły go najbardziej. Postulował by natychmiast je ukarać, nałożyć na nie potężne finansowe kary, zakazy transferowe, a nawet już teraz odjąć punkty w rozgrywkach krajowych lub przesunąć je do niższych lig. Przypominał też, że w Anglii od jakiegoś czasu lepiej od Arsenalu i Tottenhamu radzą sobie np. Leicester City czy Everton (których oczywiście nie przewidziano w projekcie). Przemów Neville’a w krótkim czasie wysłuchały miliony. Oczywiście można zmrużyć oczy i nieco się uśmiechnąć z tego chichotu losu, bo Anglicy wspólnie stanęli w obronie swoich, liczących ponad sto lat, tradycji, a sami napisali jedne z ważniejszych rozdziałów historii kolonializmu i eksploatacji innych nacji, z których profity czerpią po dziś dzień. Sky Sports, na którego antenie przemawiał Neville z kolei zapewne samo zrobiłoby wszystko, by móc transmitować ewentualną Superligę i także czerpać z niej korzyści.

Równie ciekawy był także ponad godzinny podcast kanału The Kick Off, w którym dziennikarze i youtuberzy nie szczędzili cierpkich słów. Zwracali uwagę na to, że bogaci właściciele i prezesi powinni być strażnikami powierzonych ich marek oraz brać pod uwagę długie dekady sukcesów i wspomnień, do których w ogóle się nie przyczynili. – Powinniście być stróżami naszej pamięci – mówił w audycji Laurence McKenna (prywatnie kibic Liverpoolu) i do spółki z kolegami biczował poszczególnych bogaczy, którym zależy wyłącznie na pomnażaniu swoich majątków.

Wyjątkową solidarnością i mobilizacją wykazali się kibice, którzy wyszli na ulice oraz okupowali grunty pod stadionami swoich drużyn, by zaprotestować przeciwko tej ohydnej decyzji. Gdyby mieli szansę zasiąść na trybunach, zapewne oglądalibyśmy wielkie banery ganiące prezesów i zarządzających.

I ci najwyraźniej to usłyszeli, bo ledwie po dwóch dobach pierwsze drużyny zaczęły się wycofywać z tego pomysłu. W Anglii były to Manchester City i Chelsea (a zaraz po nich symultanicznie pozostałe cztery kluby). W oświadczeniu Arsenalu znalazły się nawet przeprosiny – rzadka praktyka w świecie sportu, w którym duma jest najważniejszą z cnót. Ed Woodward, dyrektor generalny Man U oraz Andrea Agnelli, prezydent Juventusu ustąpili ze swoich stanowisk i nie będą pewnie jedynymi. Niektóre kluby mogą zmienić właścicieli. Superliga się rozpadła. Na razie. Prezydent Realu Madryt Florentino Perez nie ukrywa, że nadal liczy na to, że pomysł wróci i zostanie lepiej zaprezentowany. Podobne aspiracje wykazuje nowo wybrany prezes Barcelony – Joan Laporta. Jego desperacja wydaje się jednak mocno uzasadniona – klub z Katalonii nie potrafi gospodarować swoimi funduszami i jest w fatalnej sytuacji finansowej. 

Widmo podobnych ruchów wydaje się nieuniknione. Żarliwa walka kibiców i środowisk piłkarskich z bogaczami dała jednak chwilowe zwycięstwo oraz, co chyba najważniejsze, rzuciła światło na osoby, które zarządzają mitologią i kolektywnymi wspomnieniami milionów ludzi na świecie i są gotowe zmarnotrawić je w mgnieniu oka, byle tylko lepiej się nachapać. Właśnie ta wiedza jest najważniejszym chyba plusem całej tej sytuacji – prysło nastawienie wielu kibiców, że bogaty właściciel to dobry właściciel. Krytyczne myślenie na temat szalonego kapitalizmu ma szansę stać się jeszcze większym globalnym trendem. Nie wolno też zapominać, że, mimo stania po tej samej stronie, twory takie jako UEFA i FIFA wcale nie są tu tymi dobrymi. To skorumpowane do cna organizacje, które także głównie dbają o kasę (np. przyznając Katarowi prawo do zorganizowania Mundialu w 2022 roku – do dziś przy budowie obiektów sportowych, na których zagrają reprezentacje, zginęło ok. 6500 przyjezdnych robotników). Pochwała wstrzemięźliwości PSG, Bayernu i Borussi też jest mocno na wyrost. Paryski klub zatrzymały głównie duże inwestycje w transmisje Ligi Mistrzów, a niemieckie drużyny zablokowała struktura, w której ponad 50% udziałów mają kibice.

To także lekcja dla wszystkich, którzy inwestują swój czas i emocje w dane gałęzi rozrywki i kultury. Przykład futbolu jest oczywiście ekstremalny, to bodaj najpopularniejszy globalnie sport. Podobne chore praktyki na mniejszą skalę mogą się wydarzyć i już wydarzają się m.in. w świecie filmu czy muzyki. Jak widać jednak, da się je skutecznie zatrzymać. Przynajmniej chwilowo.

WIĘCEJ